Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

willi Rodriganda. Nagle ktoś dotknął jego ramienia Odwrócił się i ujrzał jakiegoś człowieczka.
— Ludwiku Straubenberger, znasz mnie? — zapytał człowieczek.
Zapytany spojrzał nań, potrząsnął głową i odparł:
— Widziałem już kiedyś tę twarz, ale nie wiem gdzie. Nie mogę sobie przypomnieć.
— Pomogę ci. Jestem twoim bratem. Nazywam się Andrzej Straubenberger.
Ludwik znieruchomiał z radości.
— Co? Co...? — wyjąkał.
— Ależ tak! Sępi Dziób tyle opowiadał mi przy kieliszku o tobie, że postanowiłem cię odszukać. Wrócę jednak znowu do ciszy mej sawany i lasów.
Padli sobie w objęcia. — — —
Po kolacji Sternau opowiedział, co zaszło w ostatnich czasach. Sąd hiszpański uznał, że Mariano jest prawdziwym hrabią Alfonso de Rodriganda y Sevilla. Klaryssę skazano na karę dożywotniego więzienia. Taki sam los spotkał wrzekomego Alfonsa. Przy końcu swego przemówienia Sternau zawiadomił zebranych o zaręczynach Różyczki z Kurtem Ungerem.
Trudno opisać wrażenie tych słów. Powstał gwar. Zaczęły padać pytania; wszyscy winszowali sobie nawzajem i weselili się. Rodzice Kurta, objąwszy się czule, przelewali łzy radości. Podeszła Różyczka, objęła ich, serdecznie ucałowała i zaprowadziła do besiadnego stołu. Zaczęło wschodzić słońce. Pierwsze purpurowe blaski oświetliły grupkę ludzi, którzy przeszli

142