Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   277   —

na południu i nie mogą się tu pokazywać bez wielkiego niebezpieczeństwa. Zresztą okoliczność, że byli na polowaniu z sokołami, kazała wnosić, że ojczyzna ich była stąd niedaleko. Powziąłem podejrzenie, ale usiłowałem nie dać tego poznać po sobie.
Wtem dowódca podjechał całkiem blizko i rzekł:
— Jakążto osobliwą strzelbę posiadasz? Pokażno ją!
Wyciągnął rękę po sztuciec, lecz ja cofnąłem się i odpowiedziałem:
— To strzelba niebezpieczna dla tych, którzy nie umieją się z nią obchodzić!
— Więc mi pokażesz, jak się zabrać do tego!
— Chętnie, jeżeli zsiądziesz z konia i odejdziesz ze mną kawałek. Mężczyzna nie wypuszcza z rąk strzelby, dopóki nie jest pewny, że może się to stać bez żadnego niebezpieczeństwa.
— Dawaj tu! To moje!
Wyciągnął rękę, podrywając równocześnie konia, aby mnie stratować. Wtem Dojan rzucił się w górę, chwycił go zębami za rękę i zdarł z konia na ziemię. Na to krzyknął Arab, trzymający sforę i spuścił psy, które natychmiast opadły Dojana.
— Odwołajcie psy! — krzyknąłem, podnosząc strzelbę.
Nie usłuchano mnie, więc dałem trzy czy cztery strzały jeden po drugim. Za każdym razem ubiłem jednego psa, ale podczas tego zbyt mało zważałem na dowódcę, który podniósł się, pochwycił mię z tyłu i rzucił na ziemię. Byłem jeszcze po chorobie zbyt słaby, aby się skutecznie bronić; zmógł mnie mimo pogryzionego ramienia i przytrzymał, zanim przyszli mu na po moc drudzy, aby mię całkiem uczynić nieszkodliwym. Wyrwano mi strzelbę i nóż, a potem związano mnie i oparto o kupę cegieł.
Tymczasem Dojan użerał się z trzema niezranionymi jeszcze psami. Miał skórę pokąsaną i krwawił z wielu miejsc na ciele, ale trzymał się dzielnie w walce z przeciwnikami, nie dając się uchwycić za gardło. Wtem jeden z Arabów podniósł strzelbę, zmierzył i wy-