Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   208   —

nie zważałem na niego. Wyjąłem list z za pasa i podałem adze.
— Tam go oddasz! — zawołał, wskazując na służącego. — Czyś mię zrozumiał?
— Dobrze, w takim razie odchodzę! Bądź zdrów, mirzo Selimie ago!
Zwróciłem się do wyjścia, a Anglik za mną.
— Stać, zostańcie! — krzyknął aga i rozkazał służącemu: — Nie puść ich!
Doszedłem już do drzwi, kiedy sługa ujął mię za ramię, by mnie zatrzymać. Tego było mi już za wiele. Sir Lindsay nie mógł rozumieć treści naszej rozmowy, słyszał jednak jej ton i widział po grze naszych min, że nie prawiliśmy sobie zbyt wygórowanych grzeczności. Porwał więc wątłego Persa za biodra, podniósł go w górę i rzucił przez całą komnatę tak, że runął na agę i przewrócił go sobą na ziemię.
— Dobrze zrobione, master? — spytał potem.
— Yes! Well!
Aga zerwał się z ziemi i chwycił szablę.
— Psy! Głowy wam pościnam!
Był już największy czas nauczyć tego człowieka grzeczności. Przystąpiłem do niego, wyrżnąłem go pięścią w rękę tak, że pałasz wypuścił, i chwyciłem za oba ramiona.
— Selimie ago, nasze głowy nie urosły dla ciebie; usiądź i bądź od teraz posłuszny. Oto list; rozkazuję ci przeczytać natychmiast!
Przygniotłem go do poduszki i wcisnąłem mu list między palce. Strapiony całkiem pozwolił na to, patrzył mi z przerażeniem w twarz i nie śmiał się opierać. Oglądnąwszy się, ujrzałem, że waleczny sługa uważał za rzecz najlepszą koncentracyę wstecz. Zniknął, a gdy teraz ja klasnąłem, wysunął zaledwie głowę przez drzwi.
— Wejdź! — rozkazałem.
Posłuchał, lecz stanął w drzwiach w gotowości do skoku.
— Przynieś fajki i kawę! Natychmiast!