Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czałem. Stary wódz był chciwy krwi; mnie jednak śmierć tylu ludzi przejmowała wstrętem. Pragnąłem doprowadzić do pokojowej ugody między obydwoma szczepami; atoli nie śmiałem wyjawić tego z miejsca wodzowi Mimbrenjów; nasunąłbym podejrzenia i, mogłem się spodziewać, że jego zapamiętałość doradzi mu działać na własną rękę i podług własnego przekonania. — Co do Winnetou, to byłem pewien, że zgodzi się ze mną przynajmniej w tem, żeby, o ile możności, uniknąć rozlewu krwi. — Ponieważ zwlekaliśmy z odpowiedzią, więc Nalgu Mokaszi ciągnął dalej:
— Czy moi bracia słyszeli me słowa? Czemu nie mówią nic? Old Shatterhand nie chce walczyć. Cóż więc mamy przedsięwziąć? Czy Winnetou może mi to powiedzieć?
— Mogę — odparł Apacz.
— Moje uszy są otwarte i pragną go słyszeć.
— Yuma poddadzą się, nie podnosząc broni.
— W to nie wierzę. Gdyby tak postąpili, byliby większymi tchórzami, niż mogę przypuszczać, pomimo mojej pogardy dla nich.
— Czy nie można dzielnego człowieka zmusić do poddania się bez walki? Dobry wojownik musi być nietylko waleczny, lecz także ostrożny, rozważny i mądry. Kto może powiedzieć, że Winnetou zabrakło kiedy odwagi, — że okazał się tchórzem? A przecież zdarzało mu się nieraz poddać wrogom bez walki. Gdyby był walczył, padłby zabity, nie wyrządzając szkody nieprzyjacielowi. Pozwoliwszy się natomiast wziąć do niewoli, uciekał później i karał wroga. Co więc było lepsze: ślepa waleczność, czy przezorna rozwaga?

90