Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

okazali chęć do obrony. Twoja strzelba jest tak ciężka, że, nie mogąc jej utrzymać, musiałem oprzeć w rozwidleniu gałęzi, aby mierzyć z niej pewnie.
— Dzielnie postąpiłeś, chociaż bez potrzeby. Miałem na myśli innego sprzymierzeńca, mianowicie raptowne zaskoczenie ich. Niespodzianka podwoiła ich obawę przed moimi karabinami. Teraz jednak musimy odjechać; towarzysze ich mogą nadejść lada chwila.
Umocowaliśmy strzelby Yuma na łękach siodeł zdobytych koni; Mimbrenjo wziął jednego za uzdę, ja dwa, i niebawem ruszyliśmy, z początku powoli, poprzez zarośla, a potem, skoro dostaliśmy się na wolne pole, pełnym galopem. Z tą szybkością pędziliśmy tak długo, dopóki groziło nam bezpośrednie niebezpieczeństwo. Skoro jednak krzaki wyglądały już tylko jak cienki pasek, zatrzymaliśmy konie znowu; wszak chciałem wodzić za sobą Yuma; należało pokazywać im się od czasu do czasu, żeby ich energję wciąż na nowo podsycać.
W czasie tego postoju Mimbrenjo zwracał ku mnie spojrzenia nieśmiałe, w których odczytywałem prośbę; domyśliłem się, że ciekaw był, o czem rozmawiałem z Yuma. Opowiedziałem mu wszystko. Jako chłopiec niedoświadczony, nie mógł oczekiwać takiej poufałości, więc tem bardziej był z niej dumny. Gdy skończyłem, patrzył przez chwilę zamyślony w ziemię, poczem rzekł:
— Przy Old Shatterhandzie uczy się człowiek z godziny na godzinę. Poznawszy, jakich podstępów musi używać wojownik, dowiaduje się wkrótce potem, w jaki sposób wydobyć od kogoś wiadomość, której on nie chce, lub nie powinien udzielić. Teraz wiemy już prawie wszystko!

48