Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W Lobos. Teraz powiedziałem ci już wszystko; spełniłem twoje życzenie; żądam, byś i ty dotrzymał słowa.
— Czy doprawdy tego żądasz? Tak! Nie w ciemię cię bito, człowieczku; ale nie wziąłeś jednej drobnostki pod uwagę, mianowicie, że istnieją ludzie bardziej przemyślni od ciebie.
— Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć! O co ci chodzi?!
— Kto ma zamiar oszukać drugiego, musi być bardzo ostrożny i długo ważyć każde słowo, nim je wypowie; szczególnie, jeśli ten drugi ma więcej doświadczenia. Zapamiętaj to sobie! Bo kto o tem nie pamięta, ten sobie gotuje klęskę, ten wpada we własne sidła. Historja, którą mi opowiedziałeś, to zwyczajne baj-baje, od początku do końca. Wódz okrętu siedzi tylko w twojej gługiej mózgownicy! Zresztą musisz wiedzieć, że żaden kapitan nie kupuje kobiet, ani dzieci na marynarzy.
— A więc nie wierzysz? Dla ciebie szkoda słowa! Powiedziałem, co wiem od samego Meltona. Spełniłem przyrzeczenie; — teraz kolej na ciebie!
— Słusznie. Dałem słowo, że zwrócę ci wolność, jeśli powiesz mi prawdę. Nie jestem więc obowiązany dotrzymać przyrzeczenia, skoro kłamiesz bezczelnie!
— Co słyszę! Nie pomożesz mi uciec?
— Nie!
Gdyby mógł, skoczyłby ze wściekłości. Ponieważ jednak więzy pozwoliły mu zaledwie na wyprostowanie się, zaryczał jadowitym głosem, jak gad:
— Zwiesz mnie kłamcą, ale ty sam jesteś najohyd-

153