Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc jedź sennor spokojnie. Zobaczymy się, gdy zajdzie potrzeba.
— Dokąd się pan stąd udaje?
— Do Tuli.
— A więc również do Queretaro?
— Nie. Okrążę Queretaro.
— Dlaczegóż to? Moglibyśmy pojechać razem.
— Nie. Nie chcę, aby nas widziano razem. Adios!
Grubas znikł za rumowiskiem gruzów. Po chwili sylwetka jego na koniu zniknęła z oczu Hilaria.
Starzec dosiadł również konia i ruszył w kierunku szosy. Wiadomości, otrzymane od Arrastra, zepsuły mu humor. — —
Przybywszy do Queretaro, udał się do majora Orbaneza. Major przyglądał się badawczo przez chwilę, poczem rzekł:
— Zameldowano mi pana jako doktora Hilaria. Znam pana oddawna.
— Niestety, nie mogę przypomnieć sobie, kiedy i gdzie spotkał mnie ten zaszczyt...
Oh! — przerwał adiutant — Chciałem powiedzieć, że znam pana ze słyszenia jako sławnego lekarza.
— Zawstydza mnie pan.
— Znam sennora również jako wiernego zwolennika Jego Cesarskiej Mości. A może się mylę?
— Nie. Jestem gotów poświęcić życie dla cesarza.
— Spodziewałem się tego. Zresztą, pewien przyjaciel, którego pan zna również, a którego nazwiska

85