Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/472

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   446   —

— Jak ono brzmi?
— Bir syrdasz.
To hasło było nieźle dobrane, ponieważ oznacza: „zaufany“.
— A czy to prawdziwe słowo? Nie zmyśliłeś go sobie?
— Nie, panie! Jakżebym się ośmielił!
— Okłamałeś mnie trzy razy, nie zasługujesz więc na wiarę.
— Teraz mówię prawdę!
— Wystawię cię zaraz innem pytaniem na próbę. Czy otrzymywałeś często od Mibareka tajemne zlecenia?
Odpowiedział dopiero po chwili:
— Tak, effendi.
— Jakie?
— Tego zdradzić nie mogę.
— Nawet jeśli dostaniesz bastonadę?
— W żadnym razie.
— Czemu?
— Przysiągłem uroczyście. Prędzej dam się zabić, niżbym miał za krzywoprzysięstwo pokutować wiecznie w piekle.
Teraz wyznał prawdę oczywistą. To też skorzystałem z tej sposobności i zapytałem:
— Znasz może słowo: „En Nassr“?
— Tak.
Nie spodziewałem się tak szybkiego przyznania. Teraz był szczery istotnie.
— Jak je poznałeś?
— Zupełnie tak, jak to pierwsze. Stary Mibarek mnie powiedział.
— Do czego służyło to słowo?
— Jako znak do porozumienia.
— Między kim?
— Między wszystkimi jego znajomymi.
— A teraz już nie jest znakiem?
— Nie.