Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/416

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   392   —

— Dobrze! I ja zostanę przy życiu!
— Tak, to słuszne! Lżej mi teraz na sercu. Napędziłeś mi wiele strachu.
— Więc nie mówmy już więcej o ruinie. Powiedz mi lepiej, czy jest w Ostromdży człowiek, który się zwie Mibarek!
— Oczywiście, że jest.
— Znasz go?
— Bardzo dobrze.
— Czy ja mógłbym go zobaczyć?
— Jeśli jest w domu. Każdemu wolno do niego przychodzić.
— Więc i ty byłeś u niego?
— Często. Zaniosłem mu niejednego piastra.
— Za co?
— Za lekarstwa.
— Ach, to on jest hekim?
— Także nie. To święty.
— Ależ święci nie handlują lekarstwami.
— Czemu nie? Kto mu zakaże? Nikt. Przeciwnie, wszyscy się cieszą, że istnieje stary Mibarek. Gdzie nie poradzi hekim, ani aptekarz, tam on pomoże z pewnością.
— A więc już i ciebie leczył?
— Nawet bardzo często, mnie, moich domowników i moje bydło.
— Jest więc lekarzem dla zwierząt i ludzi. To bardzo zajmujące.
— O, on sam jeszcze bardziej zajmujący.
— Jakto?
— Ma już przeszło pięćset lat.
— Czy się mam zlęknąć?
— Nie potrzebujesz się lękać. To wielka prawda.
— Ale ja temu nie wierzę.
— Nie zdradź się z tem przed nim, bo byłbyś zgubiony!
— Czy tak niebezpiecznie o nim mówić?
— Tak. On ma ducha, który lata wszędzie i podsłuchuje, co się mówi o starym Mibareku.