Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/392

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   368   —

bohatera nożowca, Z pewnością nie byłbym czekał na pchnięcie. Jakkolwiek jednak byłbym się względem tych ludzi zachował, to w każdym razie byłbym się okrył hańbą, dając im się tam wytropić. Są rzeczy, na które można sobie pozwolić bez uszczerbku na honorze, ale nie należy dopuścić do tego, żeby o tem się dowiedziano. Do takcih rzeczy zaliczam także podsłuchiwanie.
Powiada się powszechnie, że podsłuchiwanie przynosi hańbę, ale są położenia, w których staje się wprost obowiązkiem. Komu się nadarza sposobność podsłuchania zbrodniarzy i zapobieżenia w ten sposób zbrodni, ten robi się współwinnym, jeśli z fałszywego wstydu i ambicyi pomija taką sposobność. U mnie zaś odgrywał ponadto ważną rolę instynkt samozachowawczy.
— Niema nikogo — rzekł zadowolony. — I nie radziłbym nikomu! Wejdźmy!
Wrócili do izby i zawołali głośno na służbę. Wszedł gospodarz, pozdrowił ich i usprawiedliwiał się w uprzejmych słowach, że nie zjawił się zaraz.
— Przygotowywałem się właśnie do podróży — wyjaśnił im. — Dlatego musieliście czekać niestety.
— Dokąd wyjeżdżasz? — zapytał właściciel procy.
— Do Tekirlik.
Był zatem na tyle mądry, że podał kierunek wprost odwrotny. Jednak drab pytał dalej:
— Czego tam chcesz? Czy udajesz się tam w interesach.
— Nie; jadę dla własnej przyjemności. Co każecie sobie podać?
— Raki. Ale dużo! Pić nam się chce i chętnie zapłacimy.
Skoro ci ludzie wódką gasili pragnienie, to warto było zobaczyć ich gardła!
— Mówicie o zapłacie? — odrzekł z uśmiechem gospodarz. — Jesteście dziś moimi pierwszymi gośćmi, a ja mam zwyczaj dawać wszystko za darmo tym, którzy pierwsi są w dniu dzisiejszym.
— Co? Jakiż to dzisiaj dzień?