Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   311   —

wzdłuż Strumnicy do Ostromdży. Tam wznosiła się ruina, w której czekać miał Manach el Barsza. Chciałem w nocy jeszcze dotrzeć do tej drogi. Pojechaliśmy więc zaraz dalej do Derbend, leżącego na południowy zachód od Lebnicy.
Zauważyłem niebawem, że Rih nie domagał na nogę. Czyżby to ukłucie szpilką miało pociągnąć za sobą jakie złe skutki? Gdyby to szlachetne zwierzę zachorowało, byłbym skrępowany. Musiałem konia oszczędzać i robić okłady. To też ucieszyłem się, ujrzawszy obok drogi jasny blask ognia. Zwróciliśmy się w tę stronę.
Wśród czystego pola stała nizka, długa, chata drewniana. Poznałem zaraz, że to jest sahan. Sahany, są to budynki, w których biją woły częstokroć w dość znacznej liczbie, aby z nich tłuszcz wygotowywać. Ottomanie nie lubią mięsa wołowego. Aż do niedawna nie umieli wyzyskiwać wartości bydła rogatego. Gotowano w tych sahanach tłuszcz i przewożono go do miast większych. Bardzo często wykrawywano tu tylko polędwicę w długie pasy, które następnie suszono i sprzedawano.
Zatrzymaliśmy się więc przed jedną z takich chałup. Większa część jej służyła do celów przemysłu rzeźnianego, a mniejsza była, jak się zdawało, mieszkaniem. Pierwszy przedział miał kilka szerokich drzwi, otwartych teraz na ścieżaj. Tu płonęło kilka ognisk, nad któremi wisiały olbrzymie kotły. Obok siedzieli rzeźnicy, dzicy, brudni i tłuszczem ociekający. Ognie rzucały blask daleko na pole i nadawały przedmiotom dziwacznej postaci. Ludzie ci usłyszeli, że nadjeżdżamy i powychodzili przed drzwi. Pozdrowiwszy ich, zapytałem, czy moglibyśmy znaleźć miejsce dla siebie. Jeden z nich przystąpił do mnie, przypatrzył się i rzekł ze śmiechem:
— Mącznik, co wylazł ze skrzyni z mąką! Gdzie pliszka, któraby go pożarła?
Reszta zawtórowała mu w śmiechu i zbliżyła się także. Było to arcymiłe przyjęcie! Chciałem odpowiedzieć im ostro, lecz Halef mnie uprzedził: