Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   120   —

Apetyt opuścił mnie zupełnie z powodu wody z niecek i sławnego moszczu.
— Pomówmy więc o interesie.
Trudno poprostu opisać, jak udało mu się wśród ciągłego stękania usiąść naprzeciwko mnie na ziemi. Po wykonaniu tego ciężkiego ćwiczenia gimnastycznego ułożył twarz w maskę powagi i władzy i klasnął głośno w dłonie.
Omal w twarz mu się nie roześmiałem, widząc, jak starał się tem nadać sobie pozór wysoko położonej osobistości, przywykłej do rozkazywania. Ale klaśnięcie dosłyszano, bo wszedł szczygiełkowaty czeladnik farbiarski, którego córka nazwała przebiegłym i odważnym człowiekiem.
Ponieważ znajdował się za domem, pouczyli go zapewne przez okno, jak się ma zachować. Ukłonił się ze skrzyżowanemi na piersiach rękoma i spojrzał na swego pana i mistrza pokornie i wyczekująco.
— Getir benim luleju — przynieś mi fajkę! — rozkazał pan tonem baszy z trzema buńczukami.
Niewolnik tej chwili posłuchał rozkazu. Przyniósł fajkę, wyglądającą, jak gdyby już od dawna leżała w namule stawu, w którym żyją karpie. Następnie się oddalił, a pan sięgnął do kieszeni w spodniach, wydobył z niej garść tytoniu i napchał fajkę. Wreszcie zapytał:
— Sen mi titin iczen — czy palisz?
— Ewwet — tak — odrzekłem.
Zdjęła mnie trwoga, że każe przynieść dla mnie taką samą fajkę i napełni ją z tej samej kieszeni; doznałem jednak miłego rozczarowania, gdy spytał dalej:
— Kibritler onun iczun melik ol-zen — zatem posiadasz zapałki?
— Bre kaw cabt etmec-zen — nie masz krzesiwa? — spytałem.
Podczas tego pytania zrobił piekarz minę szczególnie chytrą, albo raczej głupio przebiegłą. Zapałek nie wszędzie się w tamtych stronach używa; można przeszukać całe wsi i nie znaleźć ani jednej. Kto je