Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ściłem tam konie, przywiązałem je i rozkazałem im lec, co natychmiast wykonały. Noża nie miałem — zabrali mi go ludzie Pedera — wetknąłem więc w kieszeń jeden z moich rewolwerów. Pozostałe rzeczy zostawiłem, poczem wyszedłem na poszukiwanie Halefa.
Według moich obliczeń, powinien był przybyć przede mną. Moja ucieczka musiała przynaglić jego eskortę. Ponieważ przypuszczałem, że zyndan, w którym zamierzano nas zamknąć, był dawną ciemnicą naszego bimbasziego, do którego wejście było mi znane, wiedziałem dokąd skierować moje poszukiwania. Musiałem przebyć okolicę, gdzie otwierano i spalano groby. Zawróciłem w tę stronę.
Znając dobrze miejscowość, nie miałem żadnych trudności, jednakże strzegłem się niezmiernie, aby nie być słyszanym, ani widzianym.
Korzystałem z każdego kąta, z każdej osłony, aby uprzednio nasłuchiwać, i to zabrało mi więcej czasu, niż powinienem był na tę drogę zużyć. Panowała głęboka cisza: powietrze nawet wydawało się znieruchomiałem. To była śmierć, która niegdyś, przed dwoma tysiącami lat, rozpostarła swój całun ponad tak lekkomyślnym wówczas Babelem! Przybyłem na miejsce, skąd niedawno