Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie wiesz?
— Nie.
— Czy zapomniałeś, co mówiłeś w khanie? — Twe słowa brzmiały: „nie pokazujcie nam się więcej na oczy! Stare perskie przysłowie nakazuje, aby każdy szyita, spotkawszy chrześcijanina, odtrącił go od siebie nogą, inaczej będzie pokutował w tem i w tamtem życiu“. Otóż jestem chrześcijaninem, a ty szyitą. Odtrąć mnie nogą.
— Effendi, nie powinieneś brać dosłownie tego, co mówiłem, kiedy wszystko obróciło się inaczej, niż przypuszczałem. Gdybym usłuchał twego ostrzeżenia, nie leżałbym tutaj i moi żołnierze nie byliby zamordowani!
— Zamordowani?
— Tak.
— Wszyscy?
— Wszyscy; jedenastu. Stałem przy tem i musiałem się przyglądać, nie mogąc im pomóc. Dawałem pieniądze, ile chcieli, za ich życie, ale ten, którego nazywają Sefirem, śmiał się ze mnie i mówił, że nie wolno mu zostawić przy życiu żadnego świadka, a pieniądze moje będzie miał i tak.
— Jedenastu ludzi zabił! To jest szatańskie! Opowiedz mi, jak wpadliście w jego ręce.