Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tylko chwilowo, na krótki czas. On zaś z rąk swych już cię nie wypuści. Nie możesz mnie tutaj trzymać — jesteś na to za słaby. Dla tego jednak, kto jest rażony gniewem Allaha, niema żadnej nadziei — musi być zmiażdżony!
Cofnął się o krok wtył, złożył ręce w ironicznem zdumieniu i zaczął drwić:
— Co za wielki, co za znakomity i zdumiewający prorok z ciebie! Czy nie chcesz, abym padł przed tobą plackiem i modlił się do ciebie? Powiadam ci — mówiłeś jak człowiek nieuleczalnie chory na głowę. Jeżeli odwołujesz się do gniewu Allaha, zaraz ci przeciwstawię mój gniew i przekonasz się, który jest groźniejszy. Z mojej ręki żaden Allah cię nie wyratuje... Tutaj ja jestem panem.
— Bluźnierco!
— Nie bluźnię; znam tylko moją władzę, o której śmiesz wątpić! Słuchaj, co ci mówię! Z początkiem nowego dnia zacznie się twoja śmiertelna męka i tylko wtedy, gdy mnie poprosisz o litość, skończy się tego samego dnia, inaczej potrwa dłużej, o wiele dłużej!
— Słuchaj i ty, co ci powiem! Z początkiem nowego dnia nastąpi kres twojej urojonej władzy, a z końcem tego dnia dosięgnie cię pięść wieku-