Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzianoby cię zdaleka i nie byłbyś uszedł nieprzyjaciołom.
— To, co mówię, jest prawdą, effendi. Byłem bardzo pogrążony w modlitwie.
— We śnie raczej! Ty spałeś — przyznaj się!
Ton moich słów nie był, jak sobie łatwo wyobrazić, zbyt przychylny, to też Selim spojrzał z zakłopotaniem przed siebie i odpowiedział:
— Czy ci się nigdy nie przytrafiło, effendi, zasnąć wśród modlitwy? Im głębsze nabożeństwo, tem bliższy sen.
— Ażeby czasu nie tracić, przyjmuję to, co mówisz, jako zupełne przyznanie się do winy. Zasnąłeś na posterunku, a kiedy się zbudziłeś, co zobaczyłeś?
— Nie widziałem nic, lecz słyszałem przy studni podniesione i groźne głosy. Poszedłem śmiało i zuchwale aż na krawędź wzgórza, ażeby spojrzeć nadół! Ale cóż zobaczyłem!
— No co?
— To było okropne! Porucznik leżał na ziemi i bronił się przeciwko dwom ludziom, trzej inni pochwycili tymczasem

86