Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przecież Fessarowie słyną z jazdy na wielbłądach!
— I to słuszne! — odrzekł z dumą. — Ja jestem największym bohaterem ich szczepu.
— W takim razie przestań już narzekać. Toż ty lamentujesz jak małe dziecko. Czy to godne bohatera?
— Nie, lecz w tej chwili nie jestem bohaterem, tylko rozbitym i wycieńczonym człowiekiem, którego żrą promienie słońca. Muszę bezwarunkowo zsiąść i wypocząć
— Teraz, kiedy zwłoka jednej chwili może nam plan zniweczyć? Zważ, że mamy ocalić porwane żony i córki Fessarów, a więc twego plemienia.
— Co mnie obchodzą kobiety i córki całego świata, jeśli dla nich mam zginąć.
— Nie jesteś dobrym człowiekiem, Selimie. Ażeby drugim coś dobrego wyświadczyć, trzeba nieraz ponieść ofiarę, a tu idzie nawet o wolność i szczęście bardzo wielu osób.
— Nie chcę o nich nic słyszeć.

63