Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

usłyszał moje słowa, wyciągnął do mnie rękę i rzekł:
— Effendi, dobroć twoja przynosi ulgę memu sercu. Nikt nas nie widział, a jeżeli wielbłądy spragnione, trudno przy ich pomocy czegośkolwiek dokonać. Jesteś pierwszym władcą i znajdziesz we mnie posłusznego i wiernego sługę.
Teraz nadszedł czas zbadania pakunków. Amunicji i żywności było poddostatkiem. Każdy miał czarkę, a oprócz tego widziałem kilka misek i żelazny kocioł do gotowania. Emir posunął się tak daleko w swojej troskliwości, że kazał dla mnie i dla porucznika zabrać w drogę namiot. Ciężki pakunek zawierał łańcuchy i kajdanki na ręce dla naszych ewentualnych jeńców.
Ponieważ ludzie byli głodni, a ja nie chciałem tracić czasu, pożywili się tylko suszonemi daktylami. Należało naradzić się nad planem, który też omówiłem z porucznikiem i onbaszim. Prości żołnierze nie mieli oczywiście głosu. Przekonałem się, że moi doradcy wcale

49