Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dźwięk rababy, skrzypiec o jednej strunie. Wkrótce dosłyszałem także brzęczenie kamandży czyli skrzypiec dwustrunnych z łupiną orzecha kokosowego jako pudłem, a wreszcie świst cammary i szabbabi, czyli piszczałki i fletu najpospolitszej konstrukcji.
Tego, co grano, nie można wedle naszych pojęć nazwać muzyką. Nie było w tem ani taktu, ani melodii, ani harmonji. Wszyscy czterej artyści ciągnęli smyczkami, albo dęli w instrumenty, jak się któremu podobało, i ten bezładny hałas był dla tych ludzi koncertem. Dysonanse raziły moje ucho, ale były mi bardzo na rękę, bo przygłuszały szmer, jaki, bądź co bądź wywoływałem, czołgając się po kamienistym pokładzie.
Gdy się zbliżyłem, ujrzałem bezkształtne masy leżące na ziemi; były to wielbłądy, a wkoło nich bagaże podróżnych. Koło ogniska siedziało ze dwanaście osób. Czterej mężczyźni grali, dwaj byli zajęci przygotowywaniem papki mącznej na wieczerzę, reszta zaś przypatrywa-

129