Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mylisz się znowu. Umiem doskonale obchodzić się tą bronią, gdyż jestem Europejczykiem.
— A więc chrześcijaninem! Niech cię Allah potępi! Jak ty, giaurze, śmiesz zatrzymać mnie tutaj i dawać mi przepisy?
— Życzysz mi, żeby mnie Allah potępił, a ja ci życzę uprzejmie, żeby cię ochronił. Uważaj jednak, bo jeśli powiesz jeszcze jedną obelgę, to kres dni twoich nastąpi natychmiast.
— Ty mi grozisz, ty...
Zatrzymał się, pochwycił ręką pistolet, gdyż ja wydobyłem rewolwer.
— Precz z ręką! — krzyknąłem na niego. — Jeśli broń twoja poruszy się tylko, będziesz trupem. Przeceniasz sam siebie, bo jestem rzeczywiście wobec was, jak stu wobec jednego.
Zobaczył rewolwer zwrócony groźnie do siebie, więc cofnął rękę, ażeby jednak coś odpowiedzieć, rzekł:
— Nie chwal się! Wystarczy, żebym zawołał moich ludzi, a będziesz zgubiony.

103