Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kiego rozkazu. — Należysz zapewne do nich, skoro z takiem zacietrzewieniem stajesz w ich obronie... Zdradza cię to dostatecznie... Nie pochodzisz z Egiptu, ale jesteś tutejszy. Przekonałeś mię już o tem, i ostrzegam cię, abyś mi nie dał sposobności do dalszego rozpoznawania twoich skrytych myśli, gdyż mogłoby się to skończyć bardzo źle dla ciebie. A co się zaś tyczy twojej naiwnej gadaniny i jeszcze naiwniejszych twierdzeń, to szkoda czasu zastanawiać się nawet nad niemi. Abyś jednak wartość ich ocenił sam, przypomnę ci pewne szczegóły.
Tu powtórzyłem jego dowodzenia punkt za punktem, wykazując ich niedorzeczność i bezsensowność. A skutek był taki, że „przytłaczający“ krasomówca umilkł, nie znajdując nic na swoją obronę.
Wówczas zwrócił się do mnie mały Halef:
— Ano, sihdi, zdarzyło znowu się to samo, co ongi mnie, i zresztą wszystkim, którzy mieli odwagę wszcząć z tobą dysputę religijną. Ale czy pamiętasz, kochany effendi, ile zadałem sobie trudu w początkach naszej znajomości, a nawet i później, chcąc cię nawrócić na wiarę mahometańską?
— Pamiętam — odrzekłem, śmiejąc się.
— Widzę i czytam w twoich oczach, że drwisz sobie ze mnie w duchu. I masz zupełną słuszność... Ktoby cię chciał odwieść od twojej wiary, ten byłby podobny do himara(osioł), usiłującego przekonać nizra (orzeł), że lepiej jest mieszkać w cuch-

45