Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mój zamierza uprowadzić Szir Samureka, to go uprowadzi, — możesz być tego pewny. A zresztą, czy nie widzisz, że i ja jestem przy nim, ja, który dopomogłem mu w tylu już heroicznych czynach? Co my we dwóch przedsięweźmiemy, to i wykonamy... a czy on jest ze mną, czy też ja z nim, to nie ma nic do rzeczy. Przed chwilą zresztą sami widzieliście, żeśmy obaj dokonali tu czynu o wiele niebezpieczniejszego, aniżeli wzięcie szeika do niewoli.
— Co do mnie, — rzekł Akwil — jedno i drugie przechodzi moje siły, wam atoli udać się może... Czy jednak możesz mi powiedzieć, w jakim celu chcesz więzić Szir Samureka?
— Aby w ten sposób wymóc na Kelurach zwrot pieniędzy, będących własnością oberżysty z Khoi.
— Odstawicie go zapewne do Khoi, aby go ukarano za podpalenie wsi?
— Nie. Powiedziałem ci już, że nie jestem policjantem. Skoro tylko osiągnę swój cel, puszczę go na wolność.
— Na wolność, effendi? Tego zbrodniarza i złodzieja, który rzucił nas tutaj na pastwę dzikich zwierząt, który ukradł wam konie i który, gdybyście wpadli w jego ręce, postąpiłby z wami tak samo, jak z nami?... Nie, effendi! Ty go nie puścisz bezkarnie! Pomyśl tylko, ile zbrodni popełnić jeszcze może przez resztę swego życia! A wszystkie zaciążą na twojem sumieniu. Czyżbyś nie zawahał się wziąć na siebie takiej odpowiedzialności?
— Nie zawaham się.

176