Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyrzekł zawieźć hrabiego, Mindrella i Emmę do Kalkuty. Obydwaj Somali i Abisyńczyk otrzymali ze skarbu sułtana bogate podarki. Postanowiono przewieźć ich do Adenu, gdzie będą bezpieczni przed gniewem władcy Harraru.
Przy tej sposobności zapytał hrabia kapitana:
— Czy sądzi pan, że powinienem zwrócić sułtanowi skarby?
— To już pańska sprawa — brzmiała odpowiedź.
— Może będzie mnie sennor uważał za złodzieja, jeżeli klejnotów nie oddam, jednak zatrzymam je jako zapłatę za posługi, które dokonywałem podczas niewoli.
— Na pańskiem miejscu postąpiłbym tak samo.
— Sułtan zasłużył na to. Zresztą, potrzebuję pokaźnej sumy na pewien cel, o którym teraz nie pora mówić. Dowie się pan o nim później i z pewnością zaaprobuje.
Kapitan stanął przy wyjściu i gwizdnął. Natychmiast zjawiło się kilku marynarzy i poczęli przenosić rzeczy na łodzie. Byli niemało zdumieni na widok szczeliny; podziw ich wzrósł jeszcze, gdy poczuli, że worki są niezwykle ciężkie. Nie przypuszczali wszakże, jakie skarby przesuwają się przez ich ręce.
Gdy przybyli na pokład, mahometanie jeszcze spali. Kucharz gotował tymczasem kajutę dla Emmy; dla hrabiego zbudowano na tylnym pokładzie prowizoryczny namiot. Postanowiono wypocząć do rana po wysiłku całego dnia. Sen trwał jednak krótko; wzruszenie nie pozwalało na spoczynek. Zbudzili się, gdy tylko słoń-

136