Strona:Karol May - U stóp puebla.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nego haka. To samo rzec można o chowie bydła. Widać trochę chudych kur, trochę świń i wiele psów. Groźne, kąsające brytany wałęsają się na wolności, podczas gdy — rzecz niewiarygodna! — świnie są na łańcuchach.
Chałupniczy przemysł polega na wytwarzaniu koszyków, torb i różnych plecionek. Wypalają też Pueblosi dzbany i urny, w których nie dopatrzysz się odrobiny kunsztu. Z gliny lepią figurki niezwykle śmieszne. Nie posiadają ani krzty poczucia pięknego kształtu. U nas czteroletnie dzieci kreślą na tabliczkach szyfrowych o wiele zgrabniejsze postacie. Figurki te służą najczęściej jako zabawki, często jednak miewają utajone religijne znaczenie. W takim razie stoją w estufa, małej komórce, otoczonej podmurowaniem, trzech stóp wysokości. Drągi, ustawione we wnętrzu, symbolizują zapewne pęd ku niebu. Estufa są bardzo pieczołowicie chronione przed wtargnięciem niepowołanych. — — —
A zatem przyjechaliśmy wieczorem do Acomy i zapytali o governora. Nie należy wyobrażać go sobie jako gubernatora w naszem znaczeniu. Sprawuje urząd wiejskiego wójta. W miejscowościach, gdzie rozmawia się po hiszpańsku, najmizernierszy bodaj urzędniczyna przybiera wysoki, pięknie brzmiący tytuł. Hiszpańskim zaś władają lepiej, lub gorzej prawie wszyscy Pueblosi.
Niebawem zbiegli się mieszkańcy i jęli nas oglądać niezbyt przychylnym wzrokiem. Musieli mieć ku temu powody. Nie zamierzaliśmy niczego żądać, zapytaliśmy się tylko o governora, chcąc poprosić o infor-