Strona:Karol May - U stóp puebla.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiele kłopotów. Wymykał się wciąż, nie wskutek naszych błędów, lecz dzięki szczęściu, które mu stale dopisywało. Siadaj pan i pozwól sobie opowiedzieć!
Opowiedziałem nasze przygody. Naturalnie wysunąłem na pierwszy plan działalność Winnetou i Englishmana. Można sobie łatwo wyobrazić, z jaką ciekawością słuchali. Przerywali mi setkami zapytań i okrzyków, wskutek czego opowieść trwała bardzo długo. Wreszcie doprowadziłem ją do chwili bieżącej, poczem mogłem się napawać zdumieniem obojga słuchaczy.
Franciszek obsypał mnie wyrazami najwyższego uznania. Powstrzymałem go jednak, mówiąc:
— Niech pan to powie nie mnie, lecz sir Emery’emu i Winnetou, których wnet zobaczycie. Obaj zasłużyli na pochwały, o ile nam się powiedzie doprowadzić sprawę do szczęśliwego kresu.
Marta milcząco podała mi rękę, co mnie bardziej wzruszyło, niż nadmiernie głośne pochwały jej brata. Chodził teraz po pokoju tam i zpowrotem, mruczał, kiwał głową, wydawał niezrozumiałe dźwięki, groził pięściami, jakgdyby miał przed sobą Meltona.
— Nie wojuj pan z powietrzem, mój miły przyjacielu! Nic nie wskórasz. Ponieważ opowiedziałem już wszystko, wrócę spokojnie do hotelu. Zapewne był tam, lub jest jeszcze Emery, aby zdać sprawę z pobytu w saloonie Plenera. Jeśli Melton dotąd nie wyjechał, mamy ptaszka w ręku. Ale jeśli go już niema jutro rano wyruszamy w dalszą drogę. Co się