Strona:Karol May - U stóp puebla.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nać sobie chytrzej. Pierwszy wybieg nie udał się, aczkolwiek nikt nas nie ostrzegł; drugi tem mniej może się powieść. A zatem połowa waszych ludzi miała się schronić w kryjówce i przepuścić nas, podczas gdy druga miała jechać przed siebie?
— Tak, sennor.
— A poza tem mieli zostawić wyraźne ślady? Moja siostra niech mi uwierzy, że nie jesteśmy ślepi Liczylibyśmy ślady i odrazu spostrzegli, że połowa ich. znikła nagle. Zresztą, ta połowa nie może zniknąć — wszak nie rozwieje się w powietrzu. Poznalibyśmy po tropie, że jeden oddział wrogów poszedł w jedną, a drugi w drugą stronę. Nakrylibyśmy Indjan w zasadzce.
— Ale jakżebyście później przeszli przez cieśninę?
— Być może, wcalebyśmy nie przeszli. A zresztą, mielibyśmy wrogów tylko zprzodu. Musieliby też jechać w pojedynkę, a więc z każdej strony mógłby walczyć tylko jeden jeździec, a w takim razie nie zostałby z Yuma nikt, aby policzyć ciała poległych.
Widziałem, że była przerażona. Zawołała błagalnie:
— Sennor, nie czyń tego! Nie chcę, aby moje ostrzeżenie przyprawiło o zgubę moich rodaków. Wolę sama się zabić.
— Uspokój się! Nie uważamy Yuma za naszych wrogów. Zawarliśmy ongi pokój i chcemy z nimi postępować jak z przyjaciółmi. O ile to zależy od nas,