Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W takim razie przekazali innym swe powinności. Mój brat niech spojrzy!
Ognisko płonęło może już kwadrans. Wódz wskazał na południe. Tu wznosił się również płomień w odległości, której z powodu mroków nocy niepodobna było określić. Na północy wyrastał drugi, i już wkrótce można było ujrzeć pięć podobnych zniczów.
Bawole Czoło podszedł do kamienia, który leżał wpobliżu. Podniósł go mimo ciężaru, i oto ukazał się otwór, w którym leżało kilka kul, wielkości kul bilardowych. Wziął trzy, wrzucił w płomienie i oględnie przykrył otwór kamieniem.
— Co znaczą te kule? — zapytał Sternau.
— Mój brat zaraz zobaczy.
Ledwie to powiedział, a już trzy płomienie wystrzeliły ku niebu i utworzyły wgórze trzy ogniste tarcze, które przez dłuższy czas tkwiły na jednakowej wysokości, poczem powoli zaczęły się opuszczać.
Wkrótce zobaczono podobne znaki nad pięcioma pozostałemi piecami.
— Co to oznacza?
— Każde miejsce ma swój znak — oświadczył Bawole Czoło. — Dałem znak góry El Reparo, aby Mikstekowie wiedzieli, gdzie się mają zgromadzić.
— Ale wrogowie także zauważą te ognie.
— Nie będą wiedzieli, co one oznaczają. Oto już płomień opada. Moi bracia niechaj poczekają parę chwil, a następnie opuścimy to miejsce.
Znak ognisty opadł z tą samą szybkością, z jaką się był wzniósł. Teraz zapadł mrok taki, jak poprzednio.

71