Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się na baczności i nie przybijać do lądu. Bądź co bądź przygotowano łodzie.
— Czy istotnie wrogowie opuścili te strony? — zapytał sternik Drydena.
— Na pewno — odpowiedział lord.
— A Juarez, czy nadjedz e?
— Z całą pewnością, jeśli go tylko Sępi Dziób znalazł. Spójrzcie-no tam! — rzekł, wskazując na brzeg.
Z lasu wyłonili się jeźdźcy; widać było wyraźnie człowieka w szarym ubiorze, z szarym cylindrem na głowie i z parasolem w ręce.
— To Sępi Dziób! — rzekł lord.
— A pozostali?
Dryden włożył okulary.
— Widzę Juareza — odparł. — Ten na prawo od nas. A na lewo, to — ach, jadę mu na spotkanie! Czółno!
Po kilku chwilach czółno odbiło od statku. Skoro lord wylądował, podszedł doń Sępi Dziób.
— Milordzie, przynoszę panu zpowrotem pański ubiór — rzekł. — Niczego nie brak, nawet parasola! A oto sennor Mariano i Sternau.
— Synu, mój drogi synu! — zawołał lord, przyciskając Mariana do piersi. — Teraz, mam nadzieję, skończyły się nasze cierpienia. O, gdyby tu mogła być Amy! Czekała przez długie lata...
— Ach, więc jeszcze nie wyszła zamąż?
— Nie wyszła! Ale zanim ci to opowiem, pozwól mi powitać sennora Sternaua!
Sternau stał przed nim w całej okazałości. Szczera radość biła z jego oczu.
— Milord!

43