Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W takim razie nie cały oddział musi jechać dalej.
— Nie; możecie wrócić.
— A jeśli nas oczekuje nowa walka?
— Na pewno nie.
— Godzę się z Sępim Dziobem — oznajmił Sternau. — Cieszę się, że ta sprawa została załatwiona tak pomyślnie, ale nie podoba mi się to, że Cortejo nie wpadł w nasze ręce. Taki gad zwykle rękami i nogami trzyma się życia. Pragnąłbym przynajmniej znaleźć jego ciało.
— Poszukajmy! — zaproponował Juarez.
— Dobrze. Weźmy ze sobą pięćdziesięciu jeźdźców. Pozostali niech wrócą do obozu i tam nas oczekują.
Tak się też stało. Podczas gdy połowa oddziału wracała ze zdobyczą, druga połowa z Juarezem, Sternauem, Marianem na czele i z Sępim Dziobem, jako przewodnikiem, jechała dalej, niecierpliwie wypatrując statków.
Nie było już daleko do miejsca ich postoju. Sępi Dziób wskazał wskroś drzewa i rzekł:
— Tam jest jaśniej. To rzeka.
Zatrzymali się na miejscu, gdzie poprzedniego dnia lord Dryden miał wpaść w niewolę. Liczne ślady wskazywały, że ludzie Corteja spędzili tu noc całą. A dalej, na środku rzeki, stały na kotwicy statki. — — —
Dryden od wielu godzin nie schodził z pokładu, przed południem statki wróciły na poprzednie miejsce, wrogów już nie było. Jednakże należało mieć

42