Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To okrutna zemsta — rzekł Czarny Jeleń. — Zbadamy tego człowieka.
Wdrapał się na drzewo, wziął w rękę lasso i podciągnął na niem wiszącego tak, że zabezpieczył go przed dzikiemi bestjami. Hrabia — on to bowiem był — poznał po barwie wojennej Indjan, że ma przed sobą Komanczów. Odgadł wszystko i wyczuł, że jest uratowany.
— Dlaczego powiesili cię na drzewie ci dwaj ludzie? — spytał wódz.
— Ponieważ walczyłem z nimi. Byliśmy wrogami.
— Dlaczegóż więc nie zabiłeś tych psów? Przecież Apacze i Mikstekowie to tchórze.
— Tak, ale to byli Niedźwiedzie Serce, wódz Apaczów, i Bawole Czoło, wódz Miksteków.
— Co takiego? Niedźwiedzie Serce i Bawole Czoło? — Gdzież oni są?
— Uwolnij mnie, a będziesz ich miał!
— A więc dobrze!
Po tych słowach wódz Komanczów przeciął wszystkie więzy, krępujące hrabiego. Hrabia, mimo wyczerpania, siedział teraz na gałęzi o własnych siłach.
— Jestem wolny, wolny! — zawołał; po chwili zaś wykrzyknął: — Ale teraz zemsty, zemsty!
— Będziesz jej mógł dokonać — odparł wódz Komanczów, poczuwszy w hrabim przyszłego sprzymierzeńca. — Ale pocóż tak krzyczysz? Las ma uszy. Czy niema nikogo wpobliżu?
— Nikogo! Nikogo nie było na całej górze z wyjątkiem mnie i tych krokodyli. Do końca życia nie zapomnę tej okropnej nocy!

96