Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzie w całym folwarku rozpalono tyle ogni, że chyba żaden Indjanin nie odważyłby się podkraść.
Franciszek znalazł Bawole Czoło pod górą, w chwili gdy wódz Miksteków gotował się właśnie do powrotu. Rzekł do niego:
— Wracajcie do hacjendy! Komanczowie wpobliżu.
W oczach wodza Miksteków zabłysło zadowolenie.
— Skąd wiesz o tem? — zapytał.
— Sam ich widziałem.
— Gdzie?
Franciszek zdał relację.
— No jeśli tak, to jeszcze mamy czas, — rzekł Bawole Czoło. — Ci Komanczowie stracą niejeden skalp pod hacjendą. Jeżeli Niedźwiedzie Serce ich śledzi, niema się czego obawiać. —
Przygalopowawszy do hacjendy, zastali cały folwark w podnieceniu.
Bawole Czoło pokiwał głową na widok przygotowań wojennych don Pedra i rzekł do niego:
— Czy uważasz Komanczów za głupców?
— Nie, w żadnym razie!
— Pocóż więc te przygotowania?
— Na miłość Boską, czy nie mamy się bronić?
— Ależ owszem, tylko inaczej. Komanczowie wyślą z pewnością wywiadowców, którzy zechcą nas śledzić. W dzień nie natrą. A jeżeli chcemy odeprzeć napad nocny, nie powinni nawet przeczuwać, że się ich spodziewamy.
— Masz rację.
— Trzeba więc przygotować się pokryjomu. Ile masz tu dusz na hacjendzie?

91