Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego rżał tak głośno. Dopłyńmy do brzegu, wysiądźmy i podkradnijmy się do niego.
— Porzucając łódź? — zapytał Indjanin. — A nuż to wrogowie, którzy chcą wyciągnąć nas na brzeg i pozabijać?
— Pshaw! — przecież mamy broń!
— Niech więc mój biały brat zostanie w łodzi, a ja przeszukam okolicę.
— Zgoda.
Łódź przybiła do brzegu. Indjanin wyszedł na ląd, biały pozostał w łodzi, trzymając broń w ręku. Po kilku minutach Apacz wrócił.
— No i co? — zapytał biały.
— Jakiś biały człowiek śpi tam pod krzakiem.
— Oho! Czy to myśliwy?
— Ma tylko nóż przy sobie.
— Wpobliżu nikogo?
— Nie widziałem nikogo.
— A więc pójdź. Zobaczymy!

Biały wyskoczył z czółna i przywiązał je do drzewa. Wziął swą strzelbę, wyciągnął oba rewolwery — i on miał tę broń. Tak uzbrojony poszedł za Indjaninem. Droga trwała krótko. Obok śpiącego stał koń, przywiązany do drzewa, osiodłany na sposób meksykański. Śpiący ubrany był w meksykańskie spodnie, rozszerzające się ku dołowi, białą koszulę i niebieską kurtkę, przerzuconą przez plecy na modłę husarską. Spodnie z koszulą łączyła żółta chustka, zawiązana jak pas. W pasie tym, oprócz noża, nie było żadnej broni. Na głowie miał żółty sombrero[1]. Spał tak twardo, że nie ruszył się, gdy Indjanin i biały doń podeszli.

  1. Kapelusz o szerokich kresach.
7