Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I
PORWANI PRZEZ KOMANCZÓW.

Było to jesienią roku 1847.
Po rzece Rio Grande del Norte płynęła wolno lekka łódź. Siedziało w niej dwóch mężczyzn, do różnych ras należących. Jeden kierował sterem, drugi zajęty był przygotowaniem patronów z papieru, prochu i kul.

Człowiek siedzący przy sterze miał ostre, mocno nakreślone rysy; przenikliwe, bystre oczy zdradzały Indjanina; zresztą sam strój wskazywał na przynależność do rasy czerwonych. Ubrany był w skórzanę kurtkę, skórzane spodnie, obwieszone zboku skalpami zamordowanych wrogów; na nogach miał mokassyny o podwójnych podeszwach, na szyi sznur zębów niedźwiedzich; z włosów, zaplecionych w wysoką wiechę, strzelały trzy orle pióra. Wszystko to świadczyło, że nieznajomy należy do wodzów. Obok niego leżała w łódce wspaniała skóra bawola, służąca za płaszcz. U pasa świecił tomahawk i obosieczny nóż do skalpowania. Na skórze widniała długa dubeltówka; na kolbie jej znaczyło się sporo nacięć — rejestr zabitych z niej wrogów. Na szyi miał jeszcze kalumet,[1] a z kieszeni kurtki wystawały kolby dwóch rewolwerów. Ta broń, tak rzadko

  1. Fajka pokoju.
5