Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po chwili usłyszał kroki. Przed fontanną stanęła postać kobieca. Poznał Emmę. I ona go zobaczyła.
— Jeżeli przeszkadzam, odejdę zaraz — rzekł Unger.
— Myślałam, że pan już śpi, — odparła.
— Pokój jest mi za ciasny, za duszny; trzeba się długo przyzwyczajać, by zasnąć w zamkniętej przestrzeni.
— I ja odczuwałam to samo; dlatego też przyszłam tutaj.
— Niechże pani swobodnie rozkoszuje się wonią ogrodu. Dobranoc, sennorita!
Chciał odejść, ale ujęła go za rękę i zatrzymała:
— Niech pan zostanie. Bóg dał nam dosyć powietrza, zapachów i gwiazd, byśmy oboje mogli z nich korzystać. Nie przeszkadzasz mi, sennor!
Usłuchał i usiadł obok, nad fontanną. —
Wódz Miksteków, Bawole Czoło, leżał przy ogrodowym parkanie. Patrzył melancholijnie w gwiazdy, myślał o światach wiecznych, w których krążą setki słońc, czczonych niegdyś przez jego królewskich przodków. Zatopiony w marzeniach, miał jednak ucho czułe na każdy szmer. Po chwili usłyszał w ogrodzie ciche kroki, rozmowę prowadzoną przytłumionym głosem. Wiedział o tem, że hrabia widuje się z Karją, wiedział, że Hiszpan nie jest jej obojętny. Obudziła się w nim niechęć do hrabiego. Od godziny niema ani Karji, ani Rodrigandy w domu. Czyżby mieli schadzkę w ogrodzie? Musi to sprawdzić dla dobra jej i swego!
Podniósł się cicho i ze zwinnością pantery przesadził płot. W ogrodzie położył się na ziemi i czołgał tak cicho, że nawet Unger nic nie słyszał. Wkońcu do-

47