Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przejażdżka, jaką stary odbywał co wieczora przed spoczynkiem.
Vaquerowie doszli wraz z Ungerem do konia. Zwierzę leżało skrępowane grubemi powrozami, z kagańcem na pysku. Oczy miało nabiegłe krwią. Każda żyła była spuchnięta, z pyska toczyła się piana.
— Ależ to grzech tak dręczyć konia! — zawołał Unger.
— Trudno, co robić, — odpowiedział vaquero flegmatycznie.
— Poprostu niszczenie zwierząt! Tego nie można tolerować. W ten sposób można zgubić najbardziej rasowego konia!
Na te słowa goryczy, wypowiedziane w gniewie, stanął przed Ungerem don Pedro wraz z dziewczętami.
— Skąd to uniesienie? — zapytał.
— Żal mi konia, którego zamęczacie!
— Niech zginie, jeśli nie chce słuchać.
— Nauczy się słuchać, ale nie na tej drodze.
— Wyczerpałem wszystkie środki.
— Dajcie mu dobrego jeźdca.
— Nie poskutkuje!
— Czy mogę spróbować?
— Nie!
Unger popatrzył ze zdumieniem:
— Dlaczegóż to?
— Dlatego, że zbyt mi drogie pańskie życie.
— Ależ, płonna obawa! Nie mogę na to patrzeć! — Więc zgadza się pan, bym dosiadł tego konia?
Emma zwróciła się do ojca:

39