Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z przyległej jadalni wyszedł hrabia Alfonso. Miał na sobie czerwony szlafrok jedwabny, suto przetykany złotem, białe spodnie z najdelikatniejszego płótna francuskiego, niebieskie aksamitne pantofle. Głowę zdobił fez turecki. Był naperfumowany czemś niezmiernie mocnem.
Stół nakryty wytwornie a bogato, widoczny poprzez uchylone do jadalni skrzydło drzwi, oraz serwetka, którą hrabia trzymał jeszcze przy ustach, pozwalały przypuszczać, że był właśnie zajęty posiłkiem.
— Ktoś wymówił tu moje imię. Ach, to nasze piękne panie!
Na widok hrabiego, rumieńce pokryły twarz Indjanki, co nie uszło uwagi Niedźwiedziego Serca. Emma odpowiedziała grzecznie, ale chłodno:
— Jak hrabia widzi. Mało brakło, abyśmy nie wróciły wcale. Wzięto nas trochę do niewoli. Komancze...
— Do djabła! — krzyknął Alfonso. — Muszę poskromić tych przeklętych czerwonych!
— Nie będzie to takie łatwe — odparła Emma z ironją. — Zresztą jesteśmy wolne. A oto nasi wybawcy.
Hrabia, obrzuciwszy gości niemile zdumionem spojrzeniem, zapytał:
— Cóż to za ludzie?
— Sennor Unger, Europejczyk, i Niedźwiedzie Serce, wódz Apaczów.
— Doskonała kombinacja! Przypuszczam, że panowie ci zaraz udadzą się w powrotną drogę?
— Są moimi gośćmi i zostaną tutaj, jak długo zechcą, — odparł don Pedro.
— Cóż pan mówi, sennor Arbellez?! — wykrzyknął

31