Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co teraz? — zapytał Unger.
— Trzeba ratować siostrę mojego przyjaciela.
— Czy weźmiemy pastucha?
Niedźwiedzie Serce obrzucił Meksykańczyka lekceważącem spojrzeniem, poczem rzekł:
— Jak uważasz.
— Idę z wami — wtrącił pastuch.
— Nie mam wrażenia, byś nam był potrzebny; bohaterem nie jesteś! — odparł Unger.
— Przecież nie miałem broni!
— Ale wczoraj także uciekłeś.
— Tylko poto, by sprowadzić odsiecz.
— Aha! Czy potrafisz odnaleźć miejsce, na którem was napadnięto?
— Tak.
— Więc zabierzemy cię ze sobą.
— Czy mogę wziąć broń?
— Naturalnie. Weź i konia. Ale nie swojego; zostawimy go tutaj, zbyt jest zmęczony.
Wybrali trzy najlepsze konie, resztę zostawili, poczem ruszono w drogę.
Jechali na północ, ku Rio Pecos. Droga szła z początku przez prerje, później przez lesiste wyżyny. Pod wieczór, dotarłszy do jakiegoś pagórka, ujrzeli gromadę ludzi.
— Uff! — zawołał Niedźwiedzie Serce, jadący na czele. — Indjanie!
Gromada ludzi otaczała jakichś jeńców. Unger wyciągnął lunetę i patrzył przez nią uważnie.
— Co widzi mój biały brat? — zapytał Indjanin.

13