Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zpodełba na hrabiego spojrzenie, pełne śmiertelnej nienawiści.
— Więc pożyczał mu pan pieniądze?
— Prosił o to.
— Aha! Więc prośba lekkomyślnego bratanka znaczy dla pana więcej, aniżeli rozkaz jego wuja, któremu jesteś podległy? Znajdę środki, by zmusić pana do posłuszeństwa, zrozumiano?
Hrabia zagłębił się w papiery. Nagle purpurowy rumieniec oblał jego bladą, arystokratyczną twarz; był to rumieniec wstydu i zdumienia. Hrabia podszedł do sekretarza, przeszywając go groźnym wzrokiem:
— Czy pan wie, gdzie się obecnie Alfonso znajduje?
— W hacjendzie del Erina.
— W jakim celu tam się udał?
— Tego nie wiem.
— I ja nie wiedziałem, dlaczego poczuł nagle tęsknotę za daleką hacjendą i dlaczego pan adwokatował tej tęsknocie; teraz dopiero rozumiem wszystko!
Sekretarz zbladł jak płótno. Hrabia chodził wielkimi krokami po pokoju. Po chwili milczenia zapytał:
— Cóż się dzieje z pojedynkiem?
— Z jakim pojedynkiem? — pytał sekretarz z najniewinniejszym wyrazem twarzy.
— Cortejo! — krzyknął hrabia tubalnym głosem.
— O niczem nie wiem.
— W takim razie daję panu natychmiastową dymisję. A więc: czekam!
Cortejo czuł, że milczenie i wykręty go zgubią. Rzekł więc błagalnie:
— Don Alfonso nakazał milczenie.

141