Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kraść konia dla siebie. Później chce się dostać do Meksyku, dokąd go ma odprowadzić tych sześciu pozostałych towarzyszy, których wziął dla obrony.
— Cóż im obiecał za to?
— Strzelby, noże, proch i kamienie drogocenne dla ich squaw.
Bawole Czoło potrząsnął głową:
— Hrabia nie potrzebuje takiej opieki. Mógłby przecież znaleźć ją wśród białych. Albo to jeszcze większy tchórz, aniżeli przypuszczam, albo też nosi się z jakiemiś tajemniczemi zamiarami. Mówicie szczerą prawdę?
— Nie kłamiemy.
— W jakim kierunku ruszyli?
— Prosto na wschód.
— Gdzie rozstaliście się z nimi?
— Tam, gdzie na wschodzie góra dotyka doliny.
— Spotkaliście go podczas ucieczki, on zaś wracał z doliny?
— Tak.
— Wiem już, gdzie był. Znajdę jego ślad. Odpowiedzieliście na wszystko, wzamian zginiecie śmiercią szybką.
Po tych słowach podniósł dwururkę i przestrzelił głowy obydwóch; nie drgnęli nawet powieką na widok luf.
— Sanchez i Juanito — rzekł Apacz — przysypiecie tych Komanczów kamieniami, chcę bowiem dotrzymać słowa. My zaś pójdziemy tropem hrabiego: może przecież uda nam się pochwycić zdrajcę.
Bystry wzrok Bawolego Czoła i Niedźwiedziego Serca odnalazł z łatwością ślady hrabiego i jego towa-

128