Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sapał zarówno pod wpływem ciosu, jak wściekłości i strachu.
Scena rozegrała się z tak błyskawiczną szybkością, że poprostu niepodobna było dostrzec kolejności ruchów Apacza. Cisza panowała głęboka. Kiedy mały Sas zamierzał ją przerwać radosnem — hura! — Old Shatterhand nakazał milczenie tak władczem skinieniem, że poczciwiec urwał na pierwszej sylabie.
— Dobij! — zgrzytnął Upsaroca i, obrzuciwszy twarz Apacza nienawistnem spojrzeniem, przymknął powieki.
Lecz Winnetou podniósł się, przeciął rzemienie zwyciężonego i rzekł:
— Podnieś się! Przyrzekłem nie zabijać ciebie, i dotrzymam słowa.
— Wolę nie żyć. Jestem pokonany...
Oiht-e-keh-fa-wakon podszedł doń i rozkazał gniewnie:
— Podnieś się! Darują ci życie, ponieważ skalp twój nie ma żadnej wartości dla zwycięzcy. Zachowywałeś się jak chłopak. Ale jeszcze ja tu stoję, aby za nas walczyć. Zwyciężę po dwakroć, i podczas gdy my będziemy dzielili się skalpami wrogów, ty odejdziesz do wilków prerji, aby żyć pomiędzy nimi. Zabraniam ci powrotu do wigwamu!
Stokrotny Grzmot podniósł się i schwycił za nóż.
— Wielki Duch nie życzył sobie mego zwy-

122