Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sillan III.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O tem dowiecie się później. Nie puszczę was.
Pah! Nie będziesz nas chyba zatrzymywał!
— Owszem, a jeżeli nie usłuchacie, zaniosę moją skargę przed samego paszę!
— Tem nas nie przestraszysz! Jeżeli sądzisz, że uda ci się nas przerazić, nadając tutejszemu kacykowi wysoki tytuł paszy, — to jesteś w błędzie. Znajdujemy się pod bezpośrednią pieczą padyszacha, a gdyby nawet tak nie było, potrafilibyśmy się sami obronić. Czy chcesz nam powiedzieć, ileśmy ci winni?
— Nie!
— W takim razie płacę tyle, ile uważam. Wynosi to więcej, niżbyś żądał. Oto masz!
Wyjąłem pieniądze z sakiewki i podałem; podbił od spodu moją rękę tak, że monety poleciały na ziemię. Ostrzegłem go:
— Słuchaj, człowieku, nie jestem przyzwyczajony do tego, ażeby mnie trącano. Jeżeli sobie jeszcze raz na coś po-

86