Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sillan III.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

buki i kawę. Jeden z nich zwrócił się do nas z temi słowy:
— Widzieliśmy na dworze wasze konie i podziwialiśmy je. Kto posiada takie wierzchowce, musi być człowiekiem bogatym, bardzo bogatym. Czy wolno was zapytać, gdzie też leży wasza ojczyzna?
Halef rzucił w moją stronę pytające spojrzenie, skinąłem lekko głową. Wówczas odrzekł:
— Pochodzimy z dalekiego kraju Szibiri[1], gdzie góry piętrzą się do księżyca i białe są od śniegu, w który przemienia się tam deszcz.
Allah! Jakże musi być tam zimno! My tutaj nie wiemy nawet, co to jest śnieg, słyszeliśmy jednak o tem coś nieco. Musi tam mieszkać zapewne wielu sunnitów?
— Nie, sami szyici.

— W takim razie niechaj Allah błogosławi temu krajowi i niechaj sprawi, aby po sto palm rosło tam dla każdego mieszkańca! Czy ludzie tamtejsi są zamożni?

  1. Syberja.
74