Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sillan III.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nież był sillem, a mimo to chciał nas zamordować?
— To mógł być wyjątek. Uderzyłeś go, a wiemy dobrze, że czynną zniewagę zmywa się krwią.
— Nie wierzę w takie wyjątki, sihdi. Sądzę jednak, że skoro Sefir zamierza napaść na karawanę tego dworzanina, musi obiecywać sobie po niej niezłe zdobycze.
— Oczywiście. Łatwo nawet domyślić się dlaczego, aczkolwiek nie mam w tym wypadku pewności i jest to tylko moje przypuszczenie. Wiąże się ono z majdana koma[1] w Paryżu.

— Paryż, stolica Franków? Majdana koma, gdzie wystawia się wszystko, co dany naród stworzył i wyprodukował? W jaki sposób wiąże się to z Sefirem i planowanym przez niego napadem? — pytał zdumiony Halef. — Sihdi, jesteś najmądrzejszym z ludzi, jakich znam. Myśli twe są tak przenikliwe i trafne, że często, bardzo często przychodzę ze zdumieniem do przekonania, że przed twym

  1. Wystawa.
58