Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sillan III.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że jeżozwierze wykopały przejście akurat w tem miejscu, którego ci trzeba.
— Trzeba? Nie trzeba mi żadnego, bo nie jestem uwięziony. Kombinuję okoliczności, które są w pewnym związku, a czy mam słuszność, czy nie, na sobie tego nie doświadczymy. Jednakże, postaram się jutro to podwórze zbadać dokładniej. Musimy się pośpieszyć, bo za dziesięć minut będzie zupełnie ciemno.
— A schronienie dla koni?...
— Sprowadzimy je tutaj.
— Prawda! Będą musiały się gramolić, ale czuć się będą tutaj bezpiecznie, jak na łonie Ibrahima. Chodźmy po nie!
Dziesięć minut zaledwie upłynęło, a konie nasze były ulokowane, poczem odnaleźliśmy miejsce dawnego postoju, skąd można było zauważyć wszelkie zbliżenie się ludzi.
Powiał wiatr wieczorny z północy, co nam było na rękę, bowiem musiałby nam donieść szmer kroków, gdyby ludzie z kanału chcieli się zbliżyć do ruiny. Tak upłynęły dwie godziny, gdy Halef zaczął

102