Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sillan III.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sze przepuścić. Wkroczyliśmy w nią i powiodła nas długim i wąskim korytarzem poprzez grudy cegieł ku zamkniętemu czworobokowi, który dałoby się najlepiej porównać z podwórzem, chociaż nie było widać wychodzących nań okien. Ściany były pokruszone i obszarpane, a podłoga, na której staliśmy, składała się z ceglanego prochu nawarstwionego, rzekłbyś, piętrowemi pokładami. Było w tem pomieszczeniu ciemniej niż na dworze, niemniej zobaczyliśmy całą sforę zwierząt, w znacznej liczbie leżących dokoła; ustaliliśmy do jakiego należały gatunku; miały tutaj swój obóz i pobojowisko, na co wskazywały rozrzucone dokoła szczeciny i kolce pokonanych ofiar.
Maszallah! — zawołał Halef. — Zdaje się, że odkryliśmy legowisko jeżów! Czy nie sądzisz, sihdi?
— Tak — odrzekłem. — Tak głęboko ukryty dwór, w którym od dwóch tysięcy lat noga ludzka nie postała, nadaje się najlepiej dla tych nocnych jeżozwierzów. Przychodzi im łatwo w tym miękkim gruzie i w prochu z pokruszonych

100