Strona:Karol May - Sillan II.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Muszę wyznać, że były godziny, w których wątpiłem w prawdziwość tego, com ci opowiadał. Ilekroć jednak starałem się znaleźć grunt dla kotwicy mych nadziei, kotwica wracała do mnie z głębi, przynosząc dawny smutek i rozpacz.
— Zarzuć-że ją na nowo.
— To mi nic nie pomoże. Powiedz sam, czy rodzina moja nie dałaby znaku życia, gdyby żyła?
— Rodzina twoja nie wie, gdzie przebywasz.
— Gdyby moi żyli, szukaliby mnie i znaleźli.
— Prawdopodobnie też szukali. Musisz jednak pamiętać, że, uciekłszy z Damaszku, zapewne starannie zataiłeś przed znajomymi miejsce obecnego pobytu.
— To prawda, effendi!
— A może wcale cię twoi bliscy nie szukali w przekonaniu, żeś zginął. Dowiedzieli się przecież bezwątpienia, żeś został przez władze rozstrzelany.
— Żołnierze, którzy mi darowali życie, mogli im opowiedzieć, jak się rzecz miała.

143