Strona:Karol May - Sillan II.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że nadzieja była płonna. Zdjęto nam powrozy z szyi i przyniesiono — — czy możesz sobie wyobrazić, co przyniesiono?
— Nie.
— Mój własny diwit jazy takym: mój mürekkeb, kalem i kiahat[1]. Wszystko mieściło się w paczce, z której wyciągnięto również mój lök i mühür[2]. Cóż ty na to?
— Widać z tego, że cała sprawka była oddawana dokładnie przygotowana. Przywieziono twoje pieczęcie, aby bank, który je znał, nie miał wątpliwości, że przekaz pochodzi od ciebie. Oczywiście, wypełniłeś przekaz?

— Tak, pod dyktandem Sefira. Musiał to być rutynowany kupiec, zredagował bowiem przekaz w ten sposób, że, gdybym był kasjerem w banku, honorowałbym go bez wahania. Deponując pieniądze w banku, zastrzegłem sobie wyraźnie możność podjęcia pieniędzy w każdej chwili bez uprzedzenia, a uczyniłem

  1. Przybory do pisania: atrament, pióro i papier.
  2. Lak i pieczątka.
120