Strona:Karol May - Sillan II.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A więc właściwie korytarz?
— Tak. Gołe ściany z cegieł, w kącie nieco narzędzi i kupa sznurów.
— Były jakieś drzwi?
— Nie.
— Nie wydaje mi się to prawdopodobne, należy bowiem przypuszczać, że był to rodzaj przedsionka, prowadzącego do innych, większych ubikacyj.
— Racja, chociaż drzwi w dosłownem znaczeniu nie było. Ale o tem później. Teraz powtórzę, co mi powiedział Sefir.
Sefir? Słowo to znaczy po persku „poseł“. Dlaczego go tak nazywasz?
— Tak go nazywali kamraci. Miał wygląd przejmujący grozą. Od czoła poprzez lewy oczodół i policzek aż do kąta ust ciągnęła się ognista pręga, otoczona olbrzymią brodą. Uderzenie, wskutek którego powstała pręga, pozbawiło go oka. Ubrany był...
— To niema związku ze sprawą, — przerwałem — bo ubranie można w każdej chwili zmienić. Jaką miał postać?

113