Strona:Karol May - Sillan I.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nę przed deszczem i mgłą. Wewnątrz niema robactwa. Człowiek czuje się tam, jak u Allaha za piecem. Kto wejdzie przez gościnne drzwi szałasu, ma wrażenie, że to słodki sen.
Nieznajomy, podsuwając nam przynętę, wpadł w poetyczny trans. Udając, że nic nie zauważyłem, odparłem:
— Czy wpobliżu są krzaki?
— Ile chcesz. Możemy palić ogień aż do rana, ponieważ według przyjętego zwyczaju każdy, kto tam nocuje, zostawia, odchodząc, wiązkę drwa i gałęzi dla swych następców. Rzeka daje poddostatkiem wody do picia. Wszystko to razem uprzyjemnia niezwykle pobyt w szałasie.
— Doskonale! Przenocujemy w tej chacie. Powiesz nam, w którem miejscu mamy przybić do brzegu.
A więc znajdziemy nawet drwa do rozpalenia ogniska! Oczywiście, nie wierzyłem w bajkę, że każdy zostawia dla następnych wiązkę drwa i gałęzi. Nie ulegało wątpliwości, że Persowie są już oddawna wpobliżu szałasu. Chcą nas obserwować przy blasku ognia; w tym

73