Strona:Karol May - Sillan I.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łeś? Mam nadzieję, że natychmiast zwolnisz nas z więzów!
Nie odpowiadając ani słowa, dorzuciłem nieco drwa do gasnącego ogniska i wyszedłem, by usiąść pod ścianą. Słychać tu było każde słowo.
— Ten pies jest głuchy na moje wezwanie — zgrzytnął. — Wiedzieli, że zjawimy się tutaj. Jestem pewien, że Safi nas nie zdradził. Gdzie on być może? Co się dzieje z jego żoną? Zapewne leżą gdzieś związani tak samo, jak my. Ciekawa rzecz, w jaki sposób ten giaur odgadł nasze zamiary!
Zniżył głos do szeptu, więc nie mogłem odróżnić poszczególnych słów. Ilekroć wchodziłem do szałasu, aby dorzucić paliwa, obrzucali mnie gradem obelg, na które odpowiadałem grobowem milczeniem. Minęły dwie godziny. Halef spał tak mocno, że nie miałem serca go budzić. Zostałem więc na warcie do wczesnego ranka. Obudził się sam i — nuż mi robić wyrzuty, żem mu pozwolił spać.
— Sądziłeś pewnie, — rzekł — że zno-

100